RYSA - piesek porzucony w górach
Sytuacja miała miejsce w tym roku w polskich Rysach. Pan Krystian idąc na szczyt słyszał rozmowy turystów, ze mimo zakazu wprowadzania psów, na górze widziano zakłopotanego czworonoga.
Faktycznie. Po dotarciu na szczyt, na który wiedzie niebezpieczna i kreta droga, spotkał śmiertelnie wystraszonego, małego kundelka, który podbiegał do przypadkowych ludzi ewidentnie szukając właściciela i pomocy.
Podobno turyści widzieli właścicieli psa, którzy zeszli na stronę słowacką. Nie wiadomo czy kazali psu czekać czy po prostu go porzucili. Wiadomo jednak, ze zwierzę bardzo się bało i absolutnie nie było w stanie samo wrócić na dol.
Pan Krystian nie zastanawiał się ani chwili, podjął decyzje i postanowił pomoc psu. Zejście z góry było wyzwaniem dla dobrze wyposażonego w sprzęt człowieka, nie wspominając już o biednym, małym piesku. Pan Krystian nie posiadał odpowiedniego ekwipunku do przenoszenia zwierząt, dlatego postanowił zadzwonić po pomoc do pogotowia górskiego, której jednak nie otrzymal.Odmowa go nie zniechęciła . Na szczęście, do pomocy przyłączyło się kilkoro innych ludzi, którzy w błyskawicznym tempie podjęli decyzje o przyłączeniu się do akcji ratunkowej.
Turyści z własnych ubrań i plecaków zrobili prowizoryczne siedziska dla psa i na własnych rękach znosili go niebezpiecznym szlakiem. Mijający ich ludzie oddawali im swoje rękawiczki, kanapki i napoje.
"Ratownicy" byli ludźmi wielkiego serca, mimo ze przysporzyło im to wiele wysiłku i trudu, bezpiecznie znieśli wystraszonego psa na dol. Niestety tam tez spotkali się przeciwnościami. Właściciel schroniska górskiego nie pozwolił im przenocować z psem. Wiec Pan Krystian ostentacyjnie zaczął rozkładać swój śpiwór na śniegu i zapewnił ze prześpi noc na mrozie ale z psem. Po tym bohaterskim czynie zostali jednak wpuszczeni.
Mimo wielu problemów piesek dotarł na bezpieczny teren oraz w dobre ręce. Dostał imię Rysa i jest wdzięczny swoim wybawcom. Niestety pierwszych właścicieli psa nie odnaleziono. Może i na szczęście dla nich...